Kto jest najczęściej winny? (10 niedziela zwykła)
Zło jest wtedy silne, kiedy dobru się nie chce.
Na początek rozważań jedno pytanie? Kogo najczęściej winimy w swoim życiu?
Że nam się nie udało? Że się pomyliliśmy? Że coś złego się dzieje? Że podjęliśmy złą decyzję?Jakiego szukamy wytłumaczenia? Kogo obarczamy porażką? Wiadomo, tego kto jest najbliżej. I jest najłatwiejszym celem, bo jest, bo kocha….
Męża, żonę, bliźniego w domu. Boga za sprawy trudniejsze i boleśniejsze…
Dziś w I czytaniu: Adam zrzuca swoją winę za błędną decyzję na Ewę, Ewa na szatana – węża.
Bóg mówi, że wprowadza nieprzyjaźń między nią a wężem, by zrozumiała, że nic dobrego ją nie spotka. By czuła zagrożenie. Zło jest zawsze złem. Nie da się go oswoić, jak nie da się oswoić jadowitego węża. Ale człowiek współczesny próbuje zło nazywać dobrem. To co dobre od Boga złem, bo nie wierzy, że jak Bóg mówi nie wolno, to lepiej nie wolno…
Dziś także, jak w drugim czytaniu, inny powód do szukania winnych, gdy choroba, śmierć, nieszczęście, gdy zawiedzeni jesteśmy światem: zwątpieni jego małością, niedoskonałością często wtedy winą obarczamy Boga. Że coś niszczeje. Relacja, ciało, posiadane dobra, życie. Niby to wiemy, ale wtedy szukamy winnych.
Winimy Boga, za to, że niszczeje ten nasz świat zewnętrzny, choć tak się od wieków dzieje i nic nie zmienia. I tak musi być. Czasem temu pomagamy przez nałogi i błędne decyzje, czasem nie zmienimy praw natury. Jakoś winimy, że umyka to co widzialne. Winimy za to, że ktoś dopuścił się grzechu i sprowadził zło. Czasem nawet wtedy, gdy go posłuchaliśmy i daliśmy się namówić, czyli zwieść, a czasem tylko ponosimy szkodę, bo ktoś popełnił błąd a byliśmy na jego drodze.
I winny jest Pan Bóg, a nie ten co miał okazję się poprawić, zmienić, zrobić coś uczciwie i dobrze. Wybrać inaczej. Miał wybór. Wolną wolę. Ale coś go podkusiło.
Bo jak często i dziś słyszymy niesprawiedliwie, bardzo niesprawiedliwie, że Bóg jest zły, straszny, nieczuły, bo ile razy Bóg odpowiada i dziś za wojny, za głód, za wypadki i dramaty i nierozważną śmierć czy choroby.
A dzieje się może często źle wtedy, gdy człowiek nie słucha Boga, chowa się przed nim i po swojemu wybiera wbrew sumieniu. Ma swoją rację.
Na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Niszczeje ten świat materialny. My wpatrujemy się w to co niewidzialne, ale czy dzisiaj nie ma to coraz mniejszej w nas wartości? Czy – właśnie – jeszcze rozumiemy Boga?
Jak w Ewangelii. Bliscy o Jezusie mówili, że zwariował – odszedł od zmysłów, uczeni w Piśmie, że posługuje się złem, bo Belezbubem. Szukamy i my dziś wytłumaczeń czy winnych, jak nie chcemy zrozumieć. Obarczamy winą na skróty bliskich.
To czasem jest ta duchowa ślepota i zatwardziałość serca. By tylko się nie otworzyć na Boże działanie. By wmówić innym coś po swojemu. Dziś raczej też szukamy winnych i oceniamy swoją miarą.
Bo jeśli człowiek lata wokół nieczystości serca, to wtedy i nieczysto widzi sprawy Boga i bliźnich. Bezlezub, czyli władca much, to znak plugastwa w oczach Boga, bo muchy gromadzą się nad nieczystością i latają wokół nieczystości. I pojawiamy się w tym momencie my, którzy, właśnie: widzimy więcej dobra u bliźnich czy kręcimy się raczej w wątku zła i tego co wg oczywiście nas złe u naszych bliźnich. I czego szukamy na starcie w drugiej osobie, tej obok, znanej, i może kochanej…
Bóg niestety choć nie on jest wrogiem a miłością też staje się w opinii ludzkiej zbyt często winny. Bo nam jakieś czyni zło? Zabiera coś, kogoś…wtedy pytanie, po co wierzyłeś? Na co ci to? Pobożność też jakoś ta sama niezrozumiała, co wtedy, ze stwierdzeniem: „zwariowałeś-aś” od bliskich, bo „latasz do kościoła”.
Nic się nie zmienia, Słowo Boże jest stale żywe. Ale scena z raju pokazuje, że każdego z nas Bóg pyta, jak zgrzeszymy i nie posłuchamy, dlaczego to uczyniłeś? I my też albo uciekamy, albo chowamy, albo się tłumaczymy i rozkładamy ręce a może na kogoś z lęku pokazujemy palec, że to on, ja nie chciałem…
Ale to po prostu jak nam się nie chce wybrać Bożego dobra, to winna jest tylko nasza słaba wola. Nasza błędna decyzja. Nasz sprowokowany w złym kierunku wybór. Że coś wydawało się atrakcyjne, choć Bóg powiedział: nie wolno! Ale winę spychamy na innych.
Bo grzech przeciw Duchowi to widzenie nieczyste i uparte wobec innych a nie patrzenie na siebie.
Jezus powiedział, że ten rodzaj grzechu Przeciw Duchowi – jest szczególnie niebezpieczny, bo sprowadza na duszę stan zatwardziałości, która czyni ją niezdolną do przyjęcia Bożego przebaczenia. Przypomnijmy grzechy przeciw Duchowi Świętemu:
1. Grzeszyć zuchwale w nadziei Miłosierdzia Bożego.
2. Rozpaczać albo wątpić o łasce Bożej.
3. Sprzeciwiać się uznanej prawdzie chrześcijańskiej.
4. Bliźniemu Łaski Bożej nie życzyć lub zazdrościć.
5. Przeciwko zbawiennym natchnieniom mieć zatwardziale serce.
6. Odkładać pokutę aż do śmierci.
Zło jest wtedy silne, kiedy dobru się nie chce. Winić często możemy siebie. Kiedy Nam się nie chce otworzyć na wolę Bożą. A dzisiaj to brzmi tak: Gdzieś tam próbuje się dziś oswoić zło, że zło nie jest takie straszne. Gdzieś tam ocieplić jego wizerunek. Zresztą i dziś mówimy: nie taki diabeł straszny jak go malują. Mam czas się poprawić. Przecież wszystko jest dla ludzi. To Bóg dziś ogranicza wolność.Nic złego nie robię. Inni robią gorzej.
Może jak nam się zechce coś zmienić w nas, a nie szukać wokół nas, to świat stanie się lepszy.
Zło nie jest takie atrakcyjne. Wiemy to… Wiemy, że jak coś się stanie złego wtedy czujemy się nadzy i boimy się Boga. Chciałoby się wtedy cofnąć czas…
Zło jest wtedy silne, kiedy dobru się nie chce. To znaczy mi, a nie bliźniemu. Nie zwalajmy na innych. Ale bądźmy rodziną Jezusa otwartą na wolę Bożą. I nie bądźmy utrapieniem dla innych, szukając winnych poza sobą…