Syn marnotrwany, syn zatwardziały? Ważne że Ojciec miłos...

Wróć synu wróć z daleka, wróć synu wróć Ojciec czeka!
Jak długo każesz czekać, wróć jeszcze czas, wróć póki czas, nie zwlekaj…
Ten kolor szat kapłańskich: różowy przypomina, że już zostało mało czasu… to IV niedziela Wielkiego Postu, za dwie niedziele Niedziela Palmowa, za trzy Niedziela Zmartwychwstania.
Właściwie to my wróciliśmy już do domu Ojca… przeżyliśmy święte rekolekcje, by nie tylko zewnętrznie, bo byliśmy, słuchaliśmy nauk, ale przede wszystkim odnowiliśmy się – odrodziliśmy się – wewnętrznie; odczuwając własną grzeszność i z tego powodu duchową nędzę, a jednocześnie doświadczając piękna Boga, Jego miłości, odczuwając pragnienie Boga, m.in. poprzez konfesjonał powróciliśmy do łaski, tj miłości Boga do nowego życia; jak mów dziś pismo: odnaleźliśmy się, narodziliśmy się na nowo.
Gdyby się okazało, że nie wróciliśmy, możemy siebie zapytać, co musi się stać, abyśmy na poważnie wrócili. Czy jak marnotrawny syn musielibyśmy doświadczyć własnej nędzy, upadku wyborów, rozczarowań pragnień, doświadczyć ulotności posiadania ciała i spraw tej ziemi, może dotknąć w sobie zagubienia ducha i ciemnej, ślepej uliczki naszego egoizmu i pychy? Bo są takie chwile, które pomagają wrócić, ale by wrócić, trzeba odczuć pragnienie głodu miłości Boga. Czasem trzeba uderzyć o dno – młodszy syn tak nisko upadł, że pasł świnie.
Ale i prawda serca, że miał gdzie wrócić. Bo Ojciec czekał, wyglądał go. Bo Bóg czeka. Bóg jest miłosierny. Ale żeby to miłosierdzie Ojca spotkać, trzeba wrócić do Ojca, nie wystarczy jak po fakcie na siłę przyniosą. Bo dziś człowiek jest często daleko od Boga, długo poza Bożą łaską i brakuje motywacji do poprawy, bo tym miłosierdziem się często szasta jak kartą kredytową, że nic się nie stanie, jak śmierć zaskoczy, bo przecież jest jeszcze miłosierdzie. To nie wentyl bezpieczeństwa. Trzeba się nawrócić, wrócić, przejrzeć, a nie zawsze tak jest.
A może nie wróciliśmy się, jak ten drugi syn zostaliśmy, zawsze jesteśmy, nie wracamy bo nie opuściliśmy Pana nigdy, ale w niektórych momentach życia nie zawsze rozumiemy działania Ojca: przebacza, znowu daje szanse, nie docenia swoich,  a zagubionych wita z otwartymi ramionami…
Postawa drugiego syna: Pycha, duma, poczucie niesprawiedliwości, zawiść, jestem, ale co z tego mam? On zmarnotrawił i jeszcze dostaje. Mam znowu się dzielić?
Jeden syn  doświadczył miłości Ojca, spotkał się z przebaczeniem, ale i z niezrozumieniem brata. Zazdrością i zawiścią. Brat nie wybaczył. Jak w życiu: w konfesjonale wielkie zło wybaczy zawsze Bóg, jak człowiek żałuje i wraca, ale może się okazać, że nie za szybko wybaczy człowiek. Będzie nieprzejednany, nie uwierzy.
Może starszy syn nie odkrył miłości Ojca? Jego troski? Nie był wdzięczny za to, że nie stoczył się jak brat, że nie doświadczył dna? Do postawy  jakiego syna mi bliżej?
Istnieje przekonanie, że aby docenić miłość Boga i człowieka trzeba stracić. Po fakcie wraca mądrość, gdy skarb zostanie utracony. Gdy jest przeważnie mało się go ceni, człowiek się szybko przyzwyczaja do dobrego, że w pewnym momencie czuje się zaślepiony i przekombinowuje swoje życie. Człowiek zatraca często siebie porzucając Boga. Gubi się, gdy zatraca nieprzemijalne wartości. Że to co proponuje świat bez miłości Boga do niczego nie prowadzi. Że dzisiejszy świat wciąga człowieka odrywając go od Boga celowo, celowo zrywa więzi: małżeńskie, rodzinne, społeczne, bo zagubiony, zniewolony, zdesperowany zgodzi się na wszystko… nawet paść świnie. Widać, że odejście od Ojca doprowadza człowieka do upadku i upodlenia. Odbiera godność dziecka Bożego, upadł na samo dno: poszedł paść świnie. Dzisiaj nawet na Zachodzie pojawiają się programy telewizyjne (ostatnio zdarzyło się to we Francji), które pokazują jak w chwilach desperacji można u człowieka wywołać amoralne i mrożące krew w żyłach reakcje i decyzje.
Dzisiaj też czasy odejść. Ucieczek. Rozłamów. Rozwodów. Rozstań. A oprócz tego… Ślepej wolności. Łatwej przyjemności. Nieodpowiedzialności. Odchodzą dzieci (w grzechu) na swoje, nieraz uciekają i zostawiają rodziców, biorą co ich i znikają, zapominają, odchodzą małżonkowie, znikają rodzice w imię nowego szczęścia prowadząc do nieszczęścia. Dzisiaj też żyje wielu rozrzutnie, głupio, bez wartości, z dnia na dzień, wydaje, nie oszczędza, szaleje: nałogi, używki, słabości, nie przewidując trudności, nie myśląc o przyszłości. I zostaje z niczym. Często w akcie desperacji sprzedając godność, siebie, człowieczeństwo. Dziś widzimy, jak wielu idzie paść nawet świnie.
Dzisiejsza Ewangelia to prawda o Bogu, że nie jest tylko ideą, światopoglądem, siłą wyższą, ale jest Ojcem. Mogę zostać choćby jednym z najemników, za to co zrobiłem, ale Bóg zakłada szatę (godność), pierścień (dziedzictwo) i zastawia ucztę.
Dzisiejsza Ewangelia jest też o człowieku, jego wolności, którą w tamtą i tę stronę zawsze szanuje Bóg. I że człowiek przez tę źle wykorzystaną wolność potrafi się zagubić i mocno upaść, gdy nie słucha Ojca. Że w wolności potrzebna jest odpowiedzialność.
Dziś niedziela powrotów: podania dłoni, pojednania Boga i ludzi i radość, że powróciło szczęście. Że wygrała miłość.
A może otworzysz  swe matczyne czy ojcowskie dłonie, bo ktoś czeka, może ktoś wróci, a może dla kogoś czas, by wrócić, gdy nie ma sił, odwagi i nadziei?
Pozwolisz zwyciężyć miłości? Bo Bóg jest miłosierny… również dla ciebie! Jak długo każesz czekać, wróć jeszcze czas, wróć póki czas, nie zwlekaj… wróć synu wróć Ojciec czeka!




promujemy

Promujemy

współpracujemy

Dziękujemy

współpracujemy także z...