Kredytobiorcy! Jak tam wasze raty? (Niedziela Chrztu Pański...

Kredyt. Dla wielu słowo otwierające możliwość szybszego spełnienia marzeń. Marzyć trzeba, ale z głową te marzenia mamy realizować. Dlatego dziś to dla wielu słowo, które spędza sen z powiek. Bo jak zauważa się na kolędzie czasy jakby trudniejsze. I z pracą problem. I młodzi przerażeni są tym, że wszystko przyszło tak szybko, ale obciążenia coraz trudniej udźwignąć. I niepewne czasy. Bo właściwie dzięki niemu -kredytowi wszystko można było mieć zaraz. Od razu, łatwo, to co kusiło, to co się chciało, wystarczyło podpisać  dokument i przekonanie, że będziemy szczęśliwsi, bo mamy już to czy tamto. Oczywiście na chwilę, bo na horyzoncie już nowe marzenia. Zresztą słowo kryzys jak donosiły media wziął się z tego, że w „pewnym kraju” dawano kredyty bez opamiętania i jeden gonił drugi, a wielu nie było już na niego stać i nie za bardzo mogli go spłacać. Ale dawano i brano. Zakładając uczciwość oferty i uczciwość zainteresowanych jej przyjęciem. Chciałoby się dodać: winna zwyciężyć cnota mądrości i roztropności, ale jakże często zwycięża zachłanność, nieumiarkowanie, pójście na skróty i brak cierpliwości. Dlaczego dziś tak. Prosto i obrazowo. Bo dziś niedziela Chrztu Pańskiego. I nie sposób uciec od tematu chrztu. Dlaczego, po co, kiedy i komu. Kiedyś otrzymywano go po wyznaniu wiary i osobistym przyrzeczeniu, że Jezus to moja Droga i Prawda i Życie. Dziś odwrotnie. Najpierw chrzest a potem mozolne dochodzenie do tego, co wyraża: zanurzenie w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. I zobowiązanie rodziców: że nauczą i doprowadzą do tej wiary, którą żyją i która jest ich szczęściem. Bo od razu dali swój skarb dziecku, podzielili się nim, dali to, co czyni dziecko prawdziwie bogatym i szczęśliwym – bo przed Bogiem. Przecież chcą dobra dziecka. Łatwiej: Z chrztem ma się sprawa jak z tym zaciągniętym kredytem. Niby wszystko i od razu. Odkupienie, wiara, łaska, zbawienie. Ale to dopiero początek. To otrzymany skarb łaski ale i zaciągnięty kredyt wiary. Już jakby wszystko mam w rękach. Ale życiem przychodzi ten kredyt spłacać: dojść do wiary i nią żyć. Więc jak w świecie jest dramat  tych , co spłacić nie mogą i spłacać nie chcą, tak samo w rzeczywistości wiary. Przerażenie i zdumienie tych co przekazali, smutek tych co zaciągnęli i nieodpowiedzialność, nieuczciwość, lenistwo tych co spłacać nie chcą. Chrzest to nie wszystko. To początek. Choć świadomość i intencja co do chrztu jest różna: może chodzi o zdrowie, zaczarowanie rzeczywistości i przyszłości, tradycja, chyba tak lepiej, bezpieczniej, tak trzeba. Tak naprawdę otrzymujemy od Boga wiele: Bo chrzest to: wejście do Kościoła (choć szybko niektórzy o tym zapominają, odwracają się, nie lubią), uczynienie człowieka dzieckiem Bożym (że w różnych sytuacjach życia Bóg też jest ważny – jest Ojcem, np. na ślubie przyjmuje też zobowiązanie, nie tylko urząd), świątynią Ducha Św. i zgładzony grzech pierworodny (do którego szybko się potrafi wracać), to szczęście, miłość  i odnaleziona jedyna prawda (choć dziwni mówią, że teraz chrzest a potem dziecko wybierze – szok), ale…  ten dar spłacamy naszym życiem. Jeden z polityków tak dostrzega wartość chrztu. „Po pierwsze: – hollywoodzki gwiazdor filmowy, Colin Farrell nie dość, że bez ślubu zrobił dziecko polskiej gwiazdeczce, nie dość, że ma brata homoseksualistę (który niedawno wziął ślub ze swoim partnerem), to na dodatek ochrzcił swojego potomka w krakowski kościele. Czyli na wszystko zgodził się Kościół!”. Chrzest to jednak dar. I ważny znak. Zobowiązanie do odpowiedzialności dla dających i przyjmujących go. Mamy stanąć z czystą intencją, z wiarą. Bóg jest Ojcem, Kościół jest jak Matka wiec ciągle ufa, bo kocha, chce udzielać, choć po ludzku można niedowierzać i przewidzieć opłakane skutki z podejściem niektórych, choć licznych. Wszyscy są ochrzczeni. I co z tego wynika? Więc jak w czasach dobrobytu  biorą wszyscy,  ale wielu nie spłaca życiem. Ci co nie spłacili i nie zamierzają lojalnie żyć zaciągają kolejne dla tych, czego świadomi nie są, i przez kłamstwo, nieuczciwość starszych nie uczynią. Czy to też nie grozi kryzysem? Właściwie to ten też jest, ale boli bardziej może w obliczu śmierci i utraty wieczności, choć też przeszkadza, bo Kościół i klimat jest taki jaki jest (i słaba jakość życia i nikłe możliwości działania). A podpisujemy zobowiązanie i nie wcale małymi literami, bo przed całym Kościołem: prosząc o chrzest dla swojego dziecka przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby przyjmując Boże przykazania miłowało Boga i bliźniego jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi?   Ale złożone słowo i podpis w księdze chrztów niewiele oznacza bo konsekwencją namacalnej nie ma poza stratą zbawienia… choć może się i tu uda… Człowieka można oszukać ale Boga nie oszukamy… Wiec co z naszym kredytem wiary. Naszym i zaciągniętym dla innych. Jak czują się nasze raty codziennej wiary i miłości?




promujemy

Promujemy

współpracujemy

Dziękujemy

współpracujemy także z...