Nasza miara? (11 Niedziela Zwykła)

O jakże łatwo oceniać jest innych, jak łatwo przypisać zachowania, które nie mają miejsca, interpretować błędnie. Jakże jednak trudno uleczyć ból zadany, błędną oceną…

Dziś o tym, że wiemy jak powinno być, ale ta miara czasem nie dla nas. Bo mamy mówić co dobre a co złe w oczach Boga, bo uczymy się rozpoznawać wolę Bożej miłości, Boże Prawo, ale nie możemy oceniać innych. Sami nie jesteśmy lepsi, a może zawsze Bóg chciałby w nas choć trochę coś poprawić. Choćby tylko zaniedbanie. Bo faryzeusz Ewangeliczny nic złego nie zrobił, ale wydaje się, że raczej zaniedbał gestu gościnności dla Jezusa w obawie przed tym, co jego współtowarzysze o jego gościu powiedzą. Wypada, nie wypada, by nie pomyśleli. I jeszcze wpadła do domu ta nieczysta kobieta i te skojarzenia. Z tym co ludzie mówią: jaka ona jest i własne wyrzuty sumienia faryzeusza, że przecież on powinien inaczej postąpić wobec Jezusa. Dziś też tak się dzieje w wielu miejscach, nie to nie osąd, to fakt. Powiedzenie (taki najprostszy przykład) w miejscu publicznym: Nich będzie pochwalony JEZUS CHRYSTUS, przeżegnanie się…. wypada, a może nie wypada, coś złego się stanie? No tak… Choć dziś mówienie o czymś co jest złe i nieprawidłowe w ogóle zawsze kojarzone jest z sądem i wszyscy się bronią jak nie pasuje i jest się po drugiej stronie z racją i powinnością.

Ale w życiu i tak jakoś sądowniczo w myślach i słowach nam wychodzi: Bo zawsze dobrze czy źle: (odp.) źle, zawsze lepiej czy gorzej (opd.) gorzej, zawsze dużo czy mało (odp.) mało, inni mają lepiej czy gorzej (odp.) gorzej. Bo oceniamy po…. Bądź odwrotnie. Ale zawsze na naszą korzyść. Po naszemu.

Mówimy o innych, by się sami lepiej poczuć, oceniamy, by się sami usprawiedliwić. Bądź tłumaczyć. Nawet przed zaniedbaniem. Nie wierzymy czasem w czyjąś dobroć. Gdy wypada lepiej, gdy się coś bliźniemu udaje, a może jest to taką solą w moim oku, bądź spycham i udaję, że to mnie nie dotyczy, ale skojarzenia mam. Znamy się na użytkowaniu bliźnich, choć w nich widzimy siebie. Swoje niezrealizowane ideały, pragnienia, błędy, porażki, nadzieje. Oceniamy trochę jak książkę po okładce: warto, nie warto. Świat opakowań, co dziś się wszędzie wykorzystuje i nadużywa. Człowiek jest wrażliwy na bodźce ale to za mało. Ma mieć oczy Boże. I widzieć więcej/głębiej. Miłością Bożą. Ale sami instrukcji Boga o nas i w nas nie czytamy dokładnie. Przebaczenie, odwaga, obowiązkowość, uczciwość, miłosierdzie, czystość, świadectwo – to niektóre rozdziały. Boimy się raczej, co ludzie powiedzą, niż tego że powie nam coś Bóg? A on mówi w sumieniu, w natchnieniu i… wtedy sądzimy, bronimy się, mówimy, by się lepszym poczuć. Z czasem ludzie nie chcą tego usłyszeć w sobie ale tym szybciej wyciągają sądy pochopnie, zewnętrznie, wg własnej miary. Jaka ta miara? Do konkretnego człowieka i skąd się bierze? Zranienie, obrażenie czy miłość, szansa, nadzieja? Mierzona naszą sprawiedliwością, porządnością czy faryzeizmem, i słabością. Dziś to modne, szukać u kogoś czegoś z czym w sobie nie chcę się zmierzyć, bądź sam zawodzę.  Jaka nasza miara? Sądy nasze są słuszne, ale sami w nie wpasować… hmmm nie chcemy. Każdy z nas taki po trochu jest… niby lepszy w swoich oczach, ale przed Bogiem zawsze mający wiele do poprawienia. Bo o czym rozmawiamy? I jaka jest miara sądów. Bo ludzie porządni czy nieporządni, jak okazują dobroć, starają się, pracują, zbliżają do Jezusa? Ta Boża miara mierzona miłością i szczerą intencją człowieka. Porównajmy  się do Jezusa, który nas nie potępia, nie sądzi, przebacza a sam sobą usprawiedliwia. Kocha Cię i widzi Twą dobroć. Spuśćmy z tonu, poczytajmy dziś swoją instrukcję serca. Tylko o czym teraz będziemy mówić?




promujemy

Promujemy

współpracujemy

Dziękujemy

współpracujemy także z...